Następnego ranka blondynka obudziła się dość markotna. Nie
miała ochoty nawet otworzyć oczu. Bała się, że gdy to zrobi, zobaczy Tyler'a ze
swoim słynnym szyderczym uśmiechem. Może i nic jej nie zrobił, lecz i tak czuła
się upokorzona. Porównana do wartości zwykłego przedmiotu, z którym każdy robi
co uważa za stosowne. Słaba, bezbronna, niewinna... a pomyśleć, że kiedyś dla
niego budziła się co rano. Jemu oddała wolność, była na każde jego skinienie.
Niczym nic nie warta rzecz, na każdym kroku przestawiana i przyporządkowywana
komuś. To kiedyś było jej przeznaczenie. Wydawać by się mogło, że na moment
odzyskała równowagę w życiu, ale on znowu musiał wpaść i zniweczyć wszystko.
Wtedy cała jej przeszłość, teraźniejszość i przyszłość należały do niego i nikt
nie mógł nic na to poradzić.
Kim wreszcie uniosła lekko powieki. Poprzednie obawy
minęły prędzej niż się pojawiły. Jej własny anioł stróż leżał koło niej i
uśmiechał się przez sen. Pogładziła go po policzku i oparła głowę z powrotem na
jego klatce piersiowej. Ostatnią rzeczą, o jakiej myślała było wstanie z łóżka.
Rozejrzała się dookoła, a wzrok skupiła na jednym punkcie. Jej garderoba leżała
na podłodze obok miejsca, gdzie wczoraj mogła się stać tragedia. Gdyby Tyler
dopełnił swojej obietnicy, dziewczyna nie mogłaby dalej żyć. Tego byłoby za
dużo. O wiele za dużo. Świadomość tego, że ktoś dotknął jej wbrew woli byłaby
nie do zniesienia. W pamięci został ten chytry uśmiech, którego nienawidziła z
całego serca, tak samo jak i jego właściciela. Miller istniał na Ziemi tylko po
to, by krzywdzić innych. To było jego hobby, źródło euforii. Nawet
najmocniejszy narkotyk nie nabuzowywał go tak, jak świadomość cierpienia innej osoby.
Cierpienia spowodowanego przez niego. Nie udało mu się z Kimberly raz, nie
udało mu się drugi. Do trzech razy sztuka. Czy kolejny odniesie sukces?
Światło słoneczne śmiało przedzierało się przez okno.
Słychać było też radosny śpiew ptaków, które były o wiele lepszym i
przyjemniejszym budzikiem niż to zwykłe metalowe urządzenie denerwujące ludzi.
Kimberly, skąpana w złocistych promieniach nowego dnia, wyrwała się z silnego
uścisku Brewera i postanowiła się ubrać. Co chwila spoglądała na niego, a w pewnej
chwili niemal niezauważalny uśmiech wkradł się na jej twarz.
- Nie udawaj i tak nie potrafisz - zaśmiała się. Chłopak
jednak szedł w zaparte i dalej sprawiał wrażenie snu. Kim jednak była
sprytniejsza. Zrzuciła kołdrę na podłogę, a gdy to nie dało rezultatu po prostu
podeszła i szepnęła mu do ucha:
- Kto nie wstaje, tego się nie całuje na dzień dobry.
Podziałało błyskawicznie. Szatyn otworzył oczy i pociągnął
Crawford na siebie. Oboje się uśmiechali.
- Jesteś głupkiem - parsknęła śmiechem.
- Może i tak, ale twoim - mrugnął do niej.
- Tylko moim... - delikatnie go pocałowała, co na jakiś
czas musiało mu wystarczyć.
Niestety, do drzwi zapukała jedna z opiekunów, która
zawsze w zwyczaju miała budzić wychowanków. Para, zamiast panikować, tylko się
zaśmiała. To była Issabella, kobieta o cztery lata starsza od nich. Czasami
zachowywała się tak jak oni. Rozmawiała, śmiała się i co najważniejsze ich
rozumiała, gdyż sama spędziła w poprawczaku trzy lata.
- Ludzie no! - pisnęła - Jak ktoś was nakryje, będziemy mieli
kłopoty.
- My?
- No ja i wy. Pozwoliłam na to - westchnęła.
- Ale on tu tylko spał, bo sama się bałam - oświadczyła
Crawford. - Nie martw się, Bells.
- Wierzę na słowo. Tylko, Jack... do pokoju!- rzuciła i
opuściła pomieszczenie.
****
- Stary, wszystko gra? - zapytał Charlie, gdy kilka godzin
później natknął się na szatyna. Prawie każdy słyszał o wizycie nieproszonego
gościa, który podobno napadł na Brewera. - Ten facet miał poprzestawianą twarz,
a ty wyszedłeś z tego bez szwanku.
- Poradziłem sobie - zapewnił. - Za bardzo się przecenił i
tyle.
Nie chciał nikomu mówić o sytuacji z Kim. Ona by tego nie
chciała i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Jack, proszę cię. Musisz mi powiedzieć o Lexi!
Zaczął od nowa ten temat. Powód próby samobójstwa Jones był
dla niego sprawą pierwszorzędną. Wiedział, że coś musiało ją do tego skłonić i
za wszelką cenę pragnął się dowiedzieć, co takiego. Jego przyjaciółka chciała
go zostawić. Przyjaciółka? Akurat! Parker zrozumiał swoje uczucia do szatynki,
gdy tej spodobał się Brody. Poczuł się zazdrosny i zły, że to nie on skradł jej
serce. Znali się kilka lat. Przyjaźnili się od zawsze. Charlie był w niej
zakochany... od kilku tygodni.
****
Komisariat na ulicy Hudsona. Tam właśnie trafił Tyler, gdy
funkcjonariusze odebrali go z poprawczaka. Połączyli koniec z końcem i
powiązali go z kilkoma innymi sprawami. Na dodatek domniemana napaść na
wychowanka zakładu poprawczego pogorszyła jego sytuację. Chłopak siedział w
pokoju ze średniego wzrostu brunetem co chwila popijającym łyk ulubionej
czarnej kawy.
- Więc jeszcze raz... czemu zgwałciłeś Cindy O'Donnell,
dlaczego pobiłeś się z Olsenem, z kim okradłeś sklep na przedmieściach i po co,
do cholery, polazłeś do Brewera?!
- Bo mi się nudziło, Henry - rzucił od niechcenia. - Nie bulwersuj
się tak, bo wykitujesz. Chociaż w sumie... bulwersuj się do woli - parsknął
śmiechem, co ostatecznie przeważyło czarę goryczy. Policjant uderzył jego głową
w stolik, a kubek z napojem aż podskoczył go góry. Z nosa Millera zaczęła
lecieć krew. Zamiast zeznawać, uśmiechnął się chytrze i wytarł szkarłatną ciecz
otwartą dłonią.
- Napaść na człowieka? Mogę cię pozwać...
- Nie denerwuj mnie, skurwysynu! Jeśli nie będziesz gadał,
wsadzimy cię do paki na dożywocie. Tego chcesz? Chociaż nie... milcz sobie -
warknął.
- Oj Henry, Henry... - westchnął - Nie znasz mnie i nawet
nie wiesz, do czego jestem zdolny. Proszę uprzejmie, zamknij mnie, ale musisz wiedzieć
jedno. Wyjdę góra po miesiącu i więcej mnie nie zobaczysz.
- Nie bądź taki pewny siebie. Wiemy coś, czego ty nie
wiesz i uprzedzam... powinieneś się modlić, żebyś nie dostał krzesła - syknął.
- Chcesz tego? Nie wiem jak ty, ale ja bardzo.
- Zobaczymy, Henry... zobaczymy - powiedział. -
Skończyłem.
Tyler chciał wstać, lecz mężczyzna mu to uniemożliwił.
Denerwowała go jego lekkomyślność i nadzwyczajny spokój. Czy on wie, że w
Delaware stosowane są kary śmierci?!
- Skończymy jak ja ci powiem!
****
W tym samym czasie Alexis siedziała na dworze i ciągle
zawzięcie o czymś myślała. To był błąd!
Miała rację, Brody Carlson to jeden wielki błąd, którego nie miała zamiaru
drugi raz popełnić. W pewnej chwili do dziewczyny ktoś się przysiadł. Kto?
Wyżej wspomniany szatyn.
- Witam, słoneczko - uśmiechnął się.
Jones momentalnie wstała z miejsca w celu udania się do
środka, lecz chłopak złapał ją za nadgarstek.
- Puść mnie - warknęła pewna siebie. Już się go nie bała.
Wiedziała, że nic jej nie zrobi, przynajmniej nie przy świadkach. Poza tym
miała wsparcie w przyjaciołach, którzy stali za nią murem.
- Co ty taka ostra? Nie wolisz iść ze mną i... - nie
dokończył, gdyż Alexis sprzedała mu mocnego policzka. - Nie ładnie.
- Interesujące, coś jeszcze? - westchnęła sprawiając
wrażenie znudzonej i opanowanej. W rzeczywistości miała nieodpartą ochotę uciec
od niego jak najdalej.
- Posłuchaj mnie, kotku. To może się dla ciebie źle
skończyć - mocniej ścisnął jej nadgarstek, na co syknęła z bólu.
W pewnej chwili do Jones i Carlsona przyłączył się Parker,
który od jakiegoś czasu przysłuchiwał się ich wymianie zdań.
- Dla ciebie może się źle skończyć, jeśli jej nie puścisz.
Oderwał go od dziewczyny i stanął przed nią. Szatynka
uśmiechnęła się lekko i dotknęła jego dłoni.
- Charlie, nie warto.
- Al, spokojnie - powiedział. Gościu, czy ty masz jakiś
problem? - zwrócił się do niego.
- Ja? Nie, już sobie idę - mruknął i odszedł. Po kilku
krokach jednak stanął, odwrócił się i powiedział: - Tak w ogóle to jesteś dobra
w łóżku, skarbie - mrugnął do niej, a po chwili zniknął w drzwiach budynku.
Po policzku Alexis spłynęła łza, a Charlie spojrzał na
nią. W jego oczach dostrzegła zdziwienie i... smutek.
- Spałaś z nim? - zapytał niepewnie.
Bał się odpowiedzi. Nie chciał jej usłyszeć.
- Nie twój interes - fuknęła, a zaraz po tym odbiegła
zapłakana do pokoju. Parker oczywiście pobiegł za nią. Czemu tak zareagowała?
Tego za wszelką cenę musiał się dowiedzieć...
****
Ciasna cela cztery na cztery. Jedno małe okno, przez które
słabo przebijają się promienie słońca. Kraty. Co zrobiłby człowiek, gdyby do
świadomości doszedł fakt, że to jego nowy dom? Jeden by żałował i z pokorą
znosił konsekwencje, drugi chciałby się stąd wydostać za wszelką cenę. Co robił
Tyler Miller? Z szerokim uśmiechem, malującym się na twarzy, usiadł na łóżku i
zaczął obmyślać plan. W pewnej chwili do jego celi podszedł strażnik, który był
jego kolegą. Między innymi dzięki niemu to miało się udać.
- Ktoś cię odwiedził.
Wszedł do białego pomieszczenia. Zza jednej z szyb
dostrzegł Liama. Usiadł na krześle, zdjął telefon ze ściany i przystawił go do
ucha. Mężczyzna uczynił to samo.
- Jak ci idzie? Mam nadzieję, że nasz plan przebiega
dobrze.
- Spokojnie, przecież wiesz ile czasu potrzeba do
zrealizowania go! Kilka miesięcy.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale chcę wiedzieć -
powiedział.
- Niech ci będzie - westchnął. - Dobrze, nawet bardzo
dobrze...
Tak oto prezentuje się numerek szesnasty :) Mam nadzieję, że wam się podoba, bo jak dla mnie trochę nudny. Ale spokojnie.. :) Jeśli stęskniliście się już za Tyler'em i Brody'm to mam dla was wspaniałą wiadomość! A jeśli nie... mamy problem xd Chociaż nieprędko się znowu pojawią, lecz na pewno dadzą się we znaki.
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł z karą śmierci :D
Bardzo... na Tylerze zawsze :d
Kocham i czekam na nn ♥♥
Wow sweat rozdział jest po prostu boski<333
Usuńczekam na nowy ^^
zapraszam do mnie dopiero zaczynam:
kocha-czy-nienawidzi.blogspot.com
Zgadzam się z Martą Z. Kara śmierci dla Tayler'a jak najbardziej wskazana!
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział ♥ ♥ ♥
Nie mogę doczekać się następnego!
Kocham ♥
Świetny! :D
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na kolejny. :)
Piszesz super. <3
Super czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńWspaniały :**
OdpowiedzUsuńAle jak to "Tyler i Brody" ??? O.o
WTF ? Oni nie mogą się pojawić ani nic :P
A co do relacji Al i Brody'ego - tak sobie myślę i myślę i wymyśliłam :D
Jeśli Brody zrobił to co myślę, że zrobił to jest jego koniec :3
Czekam na nowy, skarbie :**
Kocham ♥
Rozdział nie jest nudny :) Po prostu nie ma zbyt dynamicznej akcji, ale to dobrze :)
OdpowiedzUsuńKim budząca się przy boku Jack'a, aww *.*
Tyler powinien siedzieć do końca życia.
Charlie wyzna miłość Lexi?
Dobrze, że Al uderzyła Brody'ego, należało mu się.
Pisz szybciutko następny :)
Czekam ^^
Rozdział genialnie napisany!
OdpowiedzUsuńNie mów, że nudny, bo uwielbiam fabułę tego opowiadania, więc każdy rozdział jest niesamowity :D
Gratuluję i czekam na kolejny :*
Rozdział świetny i
OdpowiedzUsuńnapewno nie nudny !!
Ciekawie jak Charlie zareaguje jak
się dowie co Brody zrobił
Mam nadzieję że go zabije :)
Dawaj SZYBKO nowy rozdział
Kocham <333 i czekam na nexta :)
To jest Fantastyczne!! <33
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa rekacji Charile'go!
Niech zabije tego padalca Brody'ego!!
Czekam na nowy!
Kiedy dodasz?
Może dziś??
Czekam! ♥♥♥
Uuuuuuuuuuuuuu kiepsko będzie jak oni wrócą ..
OdpowiedzUsuńAle rozdział boskii *-*
uwielbiam twoje momenty z Kickiem ! <3
Awwwwwwwww :3
Są takie awwwwwww <3
Kocham. ♥♥
I czekam na next. ;3
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na new :)
Super
OdpowiedzUsuńA to mój
http://mynewhistory-opowiadanieioneshoty.blogspot.com
ja chcę następny rozdział!!! :D <3
OdpowiedzUsuń